niedziela, 24 marca 2013

Rozdział czwarty



„Nasza przeszłość nadaję kształt naszej przyszłości.”

Antoni Kępiński



Otworzyłam oczy i widziałam tylko ciemność, leżałam na czymś twardym w ogóle nie przypominającym śpiwora na którym spałam, wstałam i spojrzałam przed siebie, dalej ciemność, czasem gdzie niegdzie przebłyski światła do których chciałam podejść, ale gdy już wykonywałam ruch, one znikały. Nagle wszystko wokół zaczęło wirować, czułam jak moje ciało odpływa gdzieś indziej, zamknęłam oczy, by po chwili otworzyć je i zobaczyć jakąś bramę. Na około niej były płatki wiśni, który latały pod wpływem lekkiego i przyjemnego wiatru, obróciłam się do tyłu słysząc czyjś delikatny głos. Za mną stała kobieta, nie wysoka, ale na pewno wyższa niż ja. Miała na sobie białą suknie, która idealnie podkreślała jej budowę, do tego słomiany kapelusz, który zakrywał jej połowę twarzy. Miała niebieskie włosy, które sięgały jej do pasa. Wpatrywałam się w nią jak zaczarowana, nigdy nie widziałam tak pięknej kobiety, chyba że moją mamę, ona była najpiękniejsza ze wszystkich na ziemi.

-Witaj piękności, możemy porozmawiać?- zapytała aksamitnym głosem

Kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam i czekałam na dalszy bieg rozmowy.

-Mam parę pytań do ciebie, które mogą ci się wydawać dziwne ale są bardzo poważne. Pierwsze pytanie brzmi: Kim jesteś?

-Nazywam się Hanabi Uchiha.- zaśmiała się, jakby bawiła ją moja odpowiedź

-Ja wiem jak się nazywasz, chodziło mi o to, jak się postrzegasz w swoim świecie.

-Jestem…- zacięłam się, nie wiedziałam co mam odpowiedzieć

-Drugie pytanie: Dokąd zmierzasz?

-Do…

-Trzecie pytanie: Czym jest twoja egzystencja?

-Jest…- co się ze mną dzieje?! Nie mogę odpowiedzieć na te pytania, bo najzwyczajniej w świecie, nie znam na nie odpowiedzi.

-Nie możesz mi na nie odpowiedzieć, jeszcze nie teraz, żyj przeszłością, dzięki temu staniesz się silniejsza, zaufaj mi.

-Nie chce żyć przeszłością! Ona jest strasznie bolesna, rozumiesz?!

-Rozumiem, ale ona pomoże ci przetrwać na tym świecie.

-Nie!- wybuchłam płaczem, ostatni raz płakałam w tamtą straszną noc, może to jest tylko sen, ale i tak odczuwam te wszystkie emocje

-Posłuchaj, przeszłość zawsze będzie przy tobie, chociaż nie wiem jakbyś się starała, nie uciekniesz przed nią, nie długo przeżyjesz coś, co kolejny raz cię zmieni, przygotuj się.

Obudziłam się cała zalana potem, do mojego namiotu wbiegł Ikuto, który miała na twarzy wymalowany strach.

-Co się stało? Hanabi, nic ci nie jest?- zapytał z troską, ja jak mała dziewczynka podniosłam się i wtuliłam w jego tors, nie odepchnął mnie, najwyraźniej wiedział, że tego potrzebuję.

-Już dobrze, cii… wszystko się ułoży.- szeptał mi uspokajające słówka, które bardzo mi pomogły.

-Ikuto, pamiętaj, choćby nie wiem jak była wredna, czy może chamska lub opryskliwa, zawsze, ale to zawsze, będziesz moim przyjacielem.- powiedziawszy to, odsunęłam się od niego i uśmiechnęłam. Jego mina była bezcenna, był tak zszokowany, że aż nie da się tego opisać.

-Oj, już nie przeżywaj, rusz dupsko, bo chce się spakować.

-Ok.. pójdę powiedzieć, że się obudziłaś, nie martw się ta rozmowa zostanie między nami.- uśmiechnął się i wyszedł. Byłam jeszcze trochę roztrzęsiona po tym śnie, ale postanowiłam o nim nie myśleć. Nie było to jednak takie proste, ciekawiło mnie, kim była ta pani? Na co jej były te pytania? Tyle pytań było w mojej głowie a na żadne nie znałam odpowiedzi. Spakowawszy wszystkie rzeczy, wyszłam i zaczęłam składać swój namiot. Gdy już to zrobiłam, spojrzałam na ludzi stojąc naprzeciwko mnie, Nenneke stała i rozmawiała, albo raczej kłóciła się z Ikuto, sensei rozmawiał z Higashim a obok nich stał Ren i Kaito. Podeszłam do senseia.

-Jestem już gotowa- oznajmiłam

-Świetnie, dobra wszyscy wyruszamy już w dalszą podróż!- krzyknął

Biegliśmy po drzewach w bardzo dużym skupieniu, sensie zawsze wspominał, że to tutaj jest najwięcej ninja, którzy chcą napaść na innych.

Co jakiś czas, Nenneke rzucała mi spojrzenie mówiące „Będziemy musiały pogadać” byłam pewna, ze chodzi jej o sytuację z wczoraj, ona jest z natury straszną romantyczką, kto wie co sobie pomyślała. W pewnym momencie spojrzałam na senseia, wtedy się to stało, w jego kierunku poleciał kunai z notką wybuchową, zrobił unik a my odskoczyliśmy na odpowiednią odległość. Każdy ustawił się w wyznaczonym miejscu, w pozycji obronnej czekaliśmy na wroga, sensei kiwnął na Nenneke, ta uaktywniła byakugan i rozglądała się.

-Na 9 jest czterech ninja, duże pokłady chakry.

-Dobrze, trzymamy się planu, Hanabi jak coś to wkraczasz, ale nie spuszczaj wzroku z Kaito, jasne?

-Hai!- czekaliśmy na jakiś atak z ich strony, każdy był czujny, ja stałam lekko spięta ale i tak byłam odważna, jestem w stanie oddać życie na misji.

W naszą stone poleciało kilka senbon, wyjęłam kunai i wszystkie odbiłam, jestem ciekawa dlaczego wróg nie chce się ujawnić?

Zobaczyliśmy jak w stronę moją i Kaito lecą liczne wiązki, użyłam szybko futon i już po chwili byliśmy bezpieczni. Nagle ktoś w jakimś dziwnym płaszczu stanął naprzeciwko mnie.

<Muzyka>- radzę włączać podkłady

-Zabawimy się mała?

-Prędzej świnie zaczną latać!

Gdy kątem oka spojrzałam w tył, strasznie się zdziwiłam, za mną nie było już Kaito!

-Kuso!- przeklęłam, straciłam czujność i to był mój błąd, dostałam silnego kopniaka w brzuch. Odleciałam na kilkanaście metrów, trzeba przyznać silny jest.

-Hanabi, gdzie jest Kaito?!- usłyszałam krzyk senseia

-Sama nie wiem, nie widze go nigdzie!- krzyknęłam i szybko wstałam, moja drużyna też już walczyła, najdziwniejsze było to, że wszyscy mieli takie same płaszcze, może to jakaś organizacja.

Wyjęłam za pleców moją katane i natarłam na wroga, on też miał swój miecz więc walka była w miare wyrównana. Koleś był wysoki, tak, z dwie głowy wyższy niż ja, ale ode mnie każdy jest wyższy. Walka na miecze wydawała się nie mieć końca, oboje byliśmy wykończeni, chyba ja to bardziej odczułam, założę się że miałam miej chakry niż on, postanowiłam zaryzykować i włączyłam sharingan. Odskoczyłam i włożyłam miecz do pokrowca na plecach, złożyłam szybko pieczęcie.

-Katon: Hōsenka Tsumabeni- kilkaset shurikenów z chakrą ognia poleciało na mojego przeciwnika. Odbijał je mieczem ale chyba nie przewidział że jest ich za dużo, dwa wbiły mu się w noge.

-Aghr, zabiję cię dziewczynko!- uśmiech satysfakcji sam wstąpił na moją twarz.

-Kiedy on powoli się wykrwawiał, ja podbiegłam do niego i wyjęłam miecz poczym szybkim ruchem chciałam się go pozbyć, ale to co się stało przeszło moje najświętsze oczekiwania. Coś a raczej ktoś zablokował mój atak.

-Kaito, co ty robisz do cholery?!- byłam już zmęczona tą walką, zresztą to wróg, więc jakim prawem on go broni?!

Nic nie powiedział tylko natarł na mnie swoją bronią, ja zszokowana odbijałam każde natarcie, zwinnie władaliśmy mieczem, usłyszałam krzyk, spojrzałam w tamtym kierunku i ujrzałam jak Ikuto dostał od któregoś z nich kunaiem w noge, prawdopodobnie ma przecięty mięsień, muszę mu pomóc

-Kaito, czemu ze mną walczysz?! Nie pamiętasz, ze ja jestem ta dobra?!

-Może i jesteś, ale ja nie jestem.- po tym zdaniu wzbił się w powietrze i wykonał Fūton: Daitoppa

-Tak chcesz się bawić? Dobrze, zobaczymy!

Wykonałam pieczęcie.

-Katon: Kaen Senpū- wielka kula ognia w kształcie spirali otoczyła mnie i już po chwili leciała w kierunku Kaito, nie udało mu się uskoczyć, dostał, spadał na ziemię. Na razie miałam go z głowy, musiałam ocenić sytuacje, spojrzałam w kierunku drużyny, dobrze dają sobie rade, chwila.. gdzie jest Ikuto?!

-Ikuto!- krzyczałam, mając nadzieje że się odezwie

-Hanabi! Tutaj, pomórz mi!- pobiegłam tam, skąd dobiegały krzyki mojego przyjaciela.

Widok jaki ujrzałam był straszny, jeden z ninja atakował Ikuto, on nie mając jak się obronić poleciał i rozwalił pare drzew.

-Ikuto! Już jestem!- podbiegłam do niego i położyłam tak, ze opierał się o pień drzewa.

-Mam przecięty mięsień, nie mogę chodzić.

-Spokojnie, jestem tutaj, pomoge ci.- powiedziawszy to złapałam za rękojeść swojej katany i zaczełam walkę, wróg był bardzo silny i za niewiele mogłam mu zrobić, jednym sprawnym uderzeniem odbił moją broń, która poleciała za niego. Wyjełam z kabury kilka kunai i rzuciłam w jego stronę, poczym złożyłam kilka pieczęci. Mam cholernie mało chakry, jeśli ten atak się nie powiedzie, zginiemy.

-Kage Bunshin no Jutsu!- każdy z moich klonów miał w ręku kunai i nacierał na shinobi, ja biegłam w środku tworząc już moją tajną broń. Kiedy moje klony zaczeły atakować, wzbiłam się w powietrze i stworzyłam coś, czego uczyłam się już bardzo długo.

-Chidori!- z wielką prędkością skoczyłam na przeciwnika i przebiłam go, upadł na ziemię nie żywy.

Gdy zabiłam przeciwnika usiadłam obok Ikuto mocno dysząc.

-Dziękuje, Hanabi

-Proszę, a teraz chodz, zobaczymy jak sobie radzi reszta.- gdy chciałam wstać, ktoś z tyłu kopnął mnie mocno w plecy, odleciałam i uderzyłam o ziemię. Spojrzałam w tamtym kierunku, nie mogłam się podnieść, nie miałam siły.

-Zostaw ją!- Matsura wstał i próbował walczyć, nie wyszło mu to najlepiej już po chwili leżał na glebie, przeciwnik nawet się nie męczył walcząc z nim, kim on w ogóle jest? Nie widziałam go wcześniej.

-Denerwujesz mnie dzieciaku, pora z tobą skończyć.- ninja wykonał jakieś znaki i po chwili jeden z jego cienistych klonów przebił brzuch Ikuto.


-Nie!!!!- ból w sercu jaki wtedy poczułam był nie do opisania, on nie żyje, mój najlepszy przyjaciel nie żyje, kolejna osoba dla mnie ważna umarła, Ikuto Matsura- najzabawniejszy i aż do przesady sympatyczny chłopak, nie żyje.

Ninja, który go zabił, rzucił nim jak jakoś lalką koło mnie, spojrzałam na niego i nie mogłam wypowiedzieć żadnego słowa, on też spojrzał na mnie

-Zawsze byłaś mi bliska Hanabi, traktowałem cię jak siostre, której nigdy nie miałem, postwiłem sobie za cel ochronę ciebie i Nenneke, niestety… nie udało się, to wy mnie chroniłyście, byłem słaby i nic się nie zmieniłem, jestem tylko zadowolony, że chociaż umrę, mogłem ostatni raz spojrzeć na ciebie, bądź dzielna-łzy się zbierają- nigdy się nie poddawaj, walcz dzielnie i nie zmieniaj swojego charakteru, bądź taka odważna jaka jesteś, pamiętaj, że ja zawsze będę przy tobie.- łzy z moich oczy leciały jak szalone, nigdy się tak nie czułam, straciłam go, nie ocaliłam, on już nigdy do mnie nie wróci, ale spełnie to o co mnie poprosił, będę silna i teraz to pokarzę.

-Zabiłem twojego przyjaciela? Jak mi przy…

-Zamknij się, zginiesz za mojego przyjaciela, choćbym sama musiała zginąć!- poczułam coś dziwnego, zaczęły boleć mnie oczy, spojrzał na tego, którego tak bardzo teraz pragnęłam zabić, widziałam go, zupełnie inaczej niż przy zwykłym sharinganie, szybkim ruchem wstałam i zaczełam biec w jego kierunku, zaczeła się walka w ręcz, spojrzał mi w oczy a ja uaktywniłam coś, czego wcześniej nie mogłam mieć.

-Mangekyō Sharingan!- wpadł w moje Genjutsu- Tsukuyomi.

Został przywiązany do wielkiego krzyża, zaczełam go torturować, sprawiało mi to wielką przyjemność, czułam ogromny ból psychiczny po stracie przyjaciela, musi za to zapłacić! Ale nawet jego śmierć nie zwróci mi Ikuto!

Gdy torturowałam go dość długo, coś się stało, całe Genjutsu prysło a ja upadłam na ziemie.

Nade mną stał Kaito z jakimś typkiem, tamten ledwo się ruszał, muszę go dobić! Gdy chciałam wstać, nie znajoma mi osoba popchnęła mnie na wcześniej zajmowane miejsce.

-Odsuń się, bo nie ręczę za siebie!- wysyczałam i złożyłam pieczęć

-Katon: Gōryūka no Jutsu!- zaczęłam sterować ognistym smokiem, który zaczął atakować moich przeciwników, gdy oni oskoczyli, ukazał mi się mój główny cel, kazałam smokowi polecieć i zaatakować tą gnidę. Smok złapał go w rękę po czym ustawił na mój wzrost. Podeszłam do niego i spojrzałam się mu w oczy.

-Giń!- zacisnęłam pięści a smok bez żadnych trudności go zabił.


Dezaktywowałam technikę a sama upadałam na ziemię z wycieczenia.

************
Matko, co się z nią stało?! Wyglądała jakby od samego zabijania się cieszyła, co ta zemsta robi z ludzmi, hehe… co za ironia.

-Senpai, możemy już iść?- zapytałem gdy Hanabi opadłam na ziemie.

-Tak, już się zbieramy- nic z tych ludzi nie zostało, oni i tak nie byli potrzebni, to tylko jego pionki.

Mój mistrz podszedł do dziewczyny i pocałował ją w czoło.


-Już nie długo malutka, stałaś się silniejsza dzięki temu doświadczeniu, uwierz mi.- powiedziawszy to, oboje wracaliśmy do organizacji.
************
Gdy się obudziłam oślepiło mnie białe światło, muszę być w szpitalu, gdy wszystkie obrazy z ostatniej walki do mnie powróciły szybko wstałam i odczepiłam rurki do których przyczepione było moje ciało, urządzenie zaczęłam pykać tak, jakby ktoś umierał. Do sali wbiegł jakiś lekarz i pare pielęgniarek, za nimi był mój sensei.

-Dziecko, co ty robisz?! Połóż się szybko, proszę.- powiedział lekarz zbliżając się do mnie.

-Nie! Sensei, gdzie jest Nenneke?! I gdzie jest ciało Ikuto?! Gdzie my w ogóle jesteśmy?!- nie mogłam normalnie mowić, za dużo emocji mną targało.

-Spokojnie Hanabi, wszystko będzie dobrze.- chyba sam w to nie wierzył, ponieważ mówił głosem, pozbawionym jakich kol wiek emocji, same współczucie.

-Co ma być dobrze?! Ikuto nie żyje! Rozumiesz?! Już nic nigdy nie będzie takie samo! Ja chce do Nenneke, natychmiast!

-Już po nią ide.- powiedziała jedna z pielęgniarek i wyminęła Konohamaru, który wpatrywał się we mnie ze współczuciem, czego ja wręcz nie znoszę.

-Hanabi!- do moich uszu doleciał dziewczęcy głos, który tak pragnęłam usłyszeć. Rzuciła się w moją stronę i płakała na ramieniu. Po moim policzku poleciałam jedna, samotna łza, która oddawała tyle uczuć, ile cały potok.

-Już cii…, nie płacz, nie będę ci mówiła, że wszystko się ułoży, bo nic już nie będzie takie samo i ty o tym wiesz.- mówiłam głaszcząc ją po głowie.

-Chcemy zostać same-powiedziała przyciszonym głosem, nikt nie ruszył się nawet o milimetr, chociaż dobrze słyszeli o co poprosiła.

-Głusi jesteście?! Wynocha!- wybuchałam, nie mogłam już utrzymać swojego gniewu, musiałam się jakoś rozładować. Wyszli wszyscy, sensei tylko ostatni raz spojrzał na nas i zamknął za sobą dzwi. Razem z Nenneke położyłyśmy się obok siebie na łóżku, patrzyłyśmy w sufit, każda była pogrążona w swoich myślach. Kolejna osoba mnie zostawiła, kolejnej osobie zaufałam a ona to spieprzyła i mnie oszukała. Kaito był wrogiem, ja mu zaufałam, Daisuke był moim bratem jemu ufałam bezgranicznie, on i tak mnie oszukał i zabił rodzinę. Ikuto, mój przyjaciel od dziecka, zginął i nigdy już go nie zobaczę.

-Jesteśmy w Sunie, cały pieprzony klan Senju zostaje tutaj a my nie długo wyruszamy do Konohy.- powiedziała Nenneke i dalej patrzyła w sufit

-Dobrze, powiemy Konohamru- sensei, że lepiej się czuję i możemy już ruszać.

-Powiedz mi… dlaczego on? To był taki cudowny przyjaciel… więc dlaczego on a nie my?

-Nie wiem Nenneke… nie mam pojęcia.

-Hanabi…

-Tak?

-Obiecaj mi, że nigdy się nie opuścimy, że zawsze będziemy dla siebie wsparciem, że nikt nas nie rozdzieli, nawet śmierć.


-Obiecuję.
***********
2 dni pózniej, byliśmy już w wiosce, wszyscy byli przygnębieni śmiercią Ikuto, ale najbardziej ja, Nenneke i sensei, nie licząc oczywiście jego rodziny.

Właśnie stałam przed lustrem w łazience i przygotowywałam się na pogrzeb mojego przyjaciela. Miałam na sobie czarną spodniczkę i czarną bluzeczkę na ramiączka na to czarna marynarka i czarne baleriny. Miałam przygotowaną białą lilie i list, w którym było napisane co chciałam powiedzieć jemu, za nim umarł.
Wzięłam wszystko co było mi potrzebne i wyszłam z domu, szłam uliczkami Konohy, co za ironia… akurat dzisiaj padał deszcz, jakby aniołom też było smutne z jego śmierci. Zobaczyłam Nenneke, była ubrana tak jak ja, na czarno. W ręku miała białą lilie a w drugiej zaś trzymała list, najwyraźniej ona też pomyślała, żeby napisać do niego pare słów. Spojrzałyśmy na siebie i wspólnie poszłyśmy na cmentarz gdzie miała się odbyć ceremonia pogrzebowa.

Cały cmentarz był zapełniony, dużo ludzi stało o mokło w deszczu, żeby pożegnać się z Ikuto. Nawet hokage przyszedł, wygłosił mowę pożegnalną i powiedział parę słów od siebie. Byli też członkowie drużyn naszego rocznika i inni. Wszyscy podchodzili do nagrobka i kładli na nim kwiaty, najpierw była rodzina, potem dopiero przyjaciele. Pierwszy poszedł sensei, potem Nenneke a na końcu ja. Gdy stałam nad jego grobem, nie mogłam uwierzyć że to wszystko się stało, nie uratowałam go, miałam okazję, ale tego nie zrobiłam. Położyłam kwiatka i list, chwile tak stałam i wpatrywałam się w zdjęcie mojego przyjaciela. Gdy uświadomiłam sobie, że nie jestem tutaj sama i inni też chcą się z nim pożegnać, odeszłam i stanęłam koło Uzumaki. Rodzina stała koło wjeść na cmentarz i przyjmowała kondolencje, ja wiem jak to jest, na pogrzebie moich rodziców stałam sama i musiałam wysłuchiwać tego jak to oni mi współczują, bo znali i bardzo lubili albo podziwiali moich rodziców. Podeszłam do mamy Ikuto i lekko się skłoniłam, poczym dodałam-Przepraszam.

-Za co ty mnie dziecko przepraszasz?- spytała się, ze słabym uśmiechem, miała podpuchnięte oczy od płaczu a łzy same cisnęły się jej na twarz.

-Czuję się winna….

-Nie możesz, Ikuto by tego nie chciał.- powiedziała i wpięła się w ramie swojego męża mocno szlochając.

Odeszłam i postanowiłam iść do domu, ktoś złapał mnie za rękę.

-Możemy razem spędzić czas?- zapytała się mnie Nenneke

-Tak, chodzmy wiesz gdzie.- powiedziałam i szłam wolnym krokiem, ramie w ramie z moją przyjaciółką. Miejsce „rozpaczy i bólu” było tym, czego teraz potrzebowałyśmy.

3 komentarze:

  1. "Oj, już nie przeżywaj, rusz dupsko, bo chce się spakować." - to było świetne. :3
    Reszta rozdziału bardzo smutna. :c Matko, wszędzie giną ludzie.
    Podkłady idealnie mi tu pasowały, oczywiście na ostatnim się poryczałam (jak zwykle :c) no, ale nie ma czegoś takiego, że włączę tą melodię i się nie poryczę. No po prostu...
    Rozdział jeden z lepszych, serio!
    Pisz szybko kolejny.
    Sayonara!

    OdpowiedzUsuń
  2. Twoje zamówienie zostało zrealizowane, zapraszam po odbiór -- > http://krytyczna-biel.blogspot.com/
    Pozdrawiam, Kimi-san

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    no i kolejne opowiadanie przeczytałam, jest niesamowite, czyta się je fantastycznie, mam nadzieję, ze będzie kontynuacja
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń